środa, 19 lipca 2017

W małżeńskiej (nie ) sielance...Paradoks związku ,nad katastrofy po ślubne

      Mogło by się rzec ,iż nie ma wspanialszej chwili nad przypieczętowanie związku ,sakramentalnym 'TAK''...Przecież ,ta chwila tyle wyczekiwana powinna nieść radość ku dobremu.45 min ceremonii ,i stajesz się małżonkiem .Nabywasz prawa ,obowiązki ,których masz dotrzymać do grobowej deski.Jednak ,jak wiadomo życie to nie bajka ,a dużo czekolady tuczy.Tak życie definiuje ,że wraz z zawarciem związku małżeńskiego ,prędzej czy później wyjdzie wszystko o czym nawet przez długoletni związek  nie myśleliśmy ,lub ignorowaliśmy pewne fakty.Jak w związku partnerskim ,narzeczeńskim czy jaką kto woli nomenklaturę ,żyliśmy w błogim stanie pewnej furtki ,że jak nie wyjdzie to nie wyjdzie.Raczej oczywiście o tym nie myśląc .W chwili zawarcia związku ,mamy tą furtkę  zamkniętą,bo jednak wizja rozwodu jest już tą katastrofą ostateczną....
  Zaraz po ślubie ,do człowieka nie dociera do końca co właściwie się stało.Patrzy rano po ślubie w lustro ,i myśli jestem żoną /mężem...Czy to pasuję??I to dziwne uczucie towarzyszące temu ..Bliżej nie określone.W związkach bardziej udanych ,jest to w miarę radosne ,mieszane doznanie..Nowa droga życia .Coś jak moment przekroczenia 30 -ki lub 40 -ki przez kobietę.Szok .I tak każdego dnia człowiek wstaję jako ten małżonek ,próbując się dopasować do nowej jakże poważnej roli ..Wreszcie nie jest singlem ,rodzina się odczepi ,jeszcze tylko zmajstrować bobasa i po wszystkim.Będzie się pełno prawnym normalnym obywatelem.Wśród znajomych świeci się przykładem idealnego małżeństwa,a za zamkniętymi drzwiami wychodzi prawda..Ani nie staliśmy się mądrzejsi przez ślub, i za cholery lepiej nie pojmujemy drugiej połówki .Jednak obrączka narzuca nam bezwzględny szacunek ,tolerancje na wszystko.Prawdą jednak jest ,i czy chcemy się przyznać przed sobą czy nie ,ślub daję pewnego rodzaju rozpasanie ,i możliwość olewania tego o co kiedyś dbaliśmy.Jemy co chcemy ,bo jak pójdzie w boczki to mąż już jest ,po kiego się starać.Mąż też już za specjalnie nie adoruję.W imię czego??..Ma babę co to obiadek poda ,zakupy zrobi ,dom ogarnie ..Taka ,,mama'' tylko więcej przyjemności ..Nie przykładamy już uwagi ,na własne pragnienia bo wszystko ma być wspólne.Co do osób ,którym pojawia się potomstwo ,to nie mają czasu nawet o tym myśleć bo jest małe do ogarnięcia.
Jednak są chwilę ,gdy uderza człowiek fakt ,że coś na tym obrazie nie gra do końca .Próba połączenia ,dwóch odrębnych jednostek w jedną .Wspólne plany ,marzenia,tematy do rozmów.Ma być wymogiem koniecznym do spełnienia.Jednakże dla zdrowia ciała , ducha i przenajświętszej psychiki,odrębność jednostek powinna pozostać nie tknięta .Człowiek ,nie może łączyć jednej osobowości z drugą ,która jest inna.Tak pozostajemy sobą ,a nie w sprzeczności ze sobą .Małżeństwo ,nie może być powodem,dla którego zmieniamy się nie do poznania.Owszem dobrze jest znajdować kompromisy ,ale szala nigdy nie może przeważać na jedną stronę.Mężczyźni choć by nie wiem jak liberalni ,jednak poniekąd traktują swoje żony jako coś tak oczywistego ,że już bardziej się nie da.Nie oznacza to ,że skok w bok dla nich jest czymś dotkliwym.Nie mówię ,że każdy mężczyzna zdradza  ..ale na pewno większość choć raz o tym pomyślała..Wizja bycia wolnego ,nie stłamszonego gderaniem ,współmałżonki.Kobiety w tym temacie są delikatniejsze ,mniej skłonne do zdrad,jednak też przynajmniej raz w życiu o tym zamarzą ..Bo ile można udawać ,że jest się w podróży poślubnej ,a ten obok którego śpimy jest chodzącym ideałem .Nie jest ,i małżeństwo też przestaję być bajką po jakimś czasie.Zaczyna bardziej przypominać starcie na ringu.Osobowość męska kontra damska.
Pewnie ktoś kto by to czytał ,pomyślał by ,że baba pisze bzdury lub ma nie udane małżeństwo.To jednak w swej istocie nie jest takie łatwe do określenia .Po dłuższym czasie ,gdy problemy mnożą się ,i  mózg pracując na pełnych obrotach myśli jak wybrnąć z kolejnych kłód rzucanych pod nogi.Wszelkie kłopoty jakie pojawiają się w życiu ,wystawiają każdą relacje na próbę przetrwania.I nie zawsze jest tak,że obie strony wyjdą zwycięsko z niej.Czasem wychodzi ,że tylko jedna podołała albo żadna ...I wtedy pojawiają się schody.W myślach cofając się w czasie ,widzimy siebie ślubujących ,i zastanawiamy się co do diabła poszło nie tak.Czujemy zawód w stosunku do partnera,wszak opoką miał być.Brutalnie o małżeństwie ,to wieczna harówa nad zadowoleniem męża .Nie żeby żony były bez wad.Czasem jednak człowiek zastanawia się czy aby przypadkiem mówi w tym samym języku.
Istniej więc coś takiego jak ''pozorna racja''.Polega na tym ,że kobieta udaję głupią przed mężem gdy ten nie ma racji ,dając mu poczucie wyższości,poczucia że jest Panem domu ,i niech jego ego rośnie w siłę,czyli mówiąc niech myśli ,że ma racje ,ty masz święty spokój.W tym czasie rzeczy dzieją się po twojej myśli.Gorzej mają te bardziej pyskate i zaradne baby ,bo nie chcą być uległe ,potulne na dłuższą metę ,i nie pozwolą żadnemu facetowi się ustawiać.Mimo ,iż dla znajomych małżeństwo takich par też uchodzi za wzorowe,a w domu zakupiona została setna zastawa ,bo starej można by zrobić mozaikę łazienkową .
Cofając się jeszcze troszkę,do czasów z przed ślubu .Życie było jakoś lżejsze ,nie było mega spięcia ,a co dalej.Jak mnie drażnią wady owej przeciwnej strony,niby spory kłótnie były ,ale i godzenie było jakieś lepsze.Człowiek nie dział pod ''rygorem obowiązku'' lecz ze zwykłej miłości ,troski .Nie był tytułowany małżonkiem ,a jednak czuł się bardziej na swoim miejscu .Czuł bardziej związek ,przez rzucone przelotem słodkie  ''kocham Cię''.Nie było musisz to zrobić,raczej wszystko wychodziło samo z siebie.Po prostu nad zwyczajniej .Nie było prawa nad dwojgiem ,Boskiego oka ,Allaha ,Jahwe ,Buddy ,krzaka  z potworem pastramii ,czy kto komu ślubował.Były dwie osoby ,najzwyczajniej w świecie ,cieszące się  z bycia razem.
Zachodzi więc podejrzenie ,że może zawieranie małżeństw, narzucając relacji prawa i obowiązki ,częściowo wrzuca je w kierat ''zniewolenia'', przyczynia się do rozpadu tych związków.
Ogromna ilość rozwodów ,jest wśród par ,które bardzo długo były ze sobą przed ślubem ,a zmiana stanu cywilnego była już tylko formalnością.Małżeństwa te rozpadają się średnio w dwa lata po ślubie .
Oczywiście ,żeby nie demonizować już tak całkowicie ,posiadanie małżonka ma swoje zalety .Jest ktoś kto ma obowiązek wywalić śmieci .I nie czujemy się głupio wśród innych par zaobrączkowanych .Babcia nie wznosi modłów błagalnych ,i nie płaci za msze w kościele w intencji rychłego ślubu.
Jednak po ślubie pęka już całkowicie woal tajemnic.Wychodzi naga prawda .Dosłownie i w przenośni .Gdy przy stole dawny gentelmen zmienia się ,w łysiejącego troglodytę ,bekającego jak gnojek z podstawówki .Kiedy z każdym dniem ,nie mamy już co odkrywać w partnerze ,wkracza zabójcza rutyna.Jak rutyna jest dla niemowlaków zbawienna ,tak dla dorosłych bywa katem związku.Gdy człowiek ,już nie ma co zagłębiać,zaczyna tracić zainteresowanie.Człowiek jest zwierzęciem stadnym ,i raczej nie jest mu całkiem dobrze w samotności.Każdy potrzebuję bliskości ,troski i czułości.
Uczucia mają to do siebie ,że nie szukają potwierdzenia w ślubie.Ślub ma być gwarancją ,że nie pozostaniemy sami na tym padole łez.I w ciężkich chwilach móc wysmarkać się w czyjś rękaw.Przy okazji wiedząc ,że ta osoba nie zmyję się wraz ze wschodem słońca.
Ślub jest dla tej części psychiki ,która uwielbia poczucie stabilnego gruntu.Małżonek takim gruntem poniekąd jest.Przed ślubem w młodym wieku ,ogólnie nikt o tym nie myśli ,do czasu gdy masy znajomych przypieczętowują swe związki.To uświadamia ,że może czas to zrobić.Miłość będzie trwać wiecznie.Małżeństwo to początek nowego stabilnego życia ,z jedną osobą.
No jednak ilość rozwodów zaczyna temu przeczyć .
Jak 20 lat temu ,gdy mówiłam ,że moi rodzice są po rozwodzie ,słyszałam-Ojej przykro mi!!
Dziwiło mnie to niesamowicie ,bo oboje moi rodzice żyli.Jednak byłam w mniejszości dzieci ,z tak zwanych ''rozbitych domów''.
W dzisiejszych czasach jest inaczej ,mniejszością są dzieci z obojgiem rodziców nie rozwiedzionych.
Ślub nie daję bowiem ,żadnej gwarancji ,że ktoś nie odejdzie.Więcej natomiast wskazuję ,że lepiej się mają związki przed stanięciem przy ołtarzu .
Więc jak to jest ,że stabilny mocny związek ,z wieloletnim stażem sypie się zaraz po ślubie??
Wynikać to może z tego ,że żadna relacja nie może spoczywać na laurach .Jeżeli robiliśmy coś przed a przestaliśmy robić po włożeniu obrączki ,może warto by do tych czynności wrócić.Małżeństwo ,nie jest zabawą ,jednak nie powinno też wiać grozą .Dobrze ,jest stworzyć we własnym gniazdku coś ,z czego na stare lata będziemy dumni ,a raczej wnukom  nie powiemy.Paradoksalnie wraz z zaręczynami jesteśmy bardziej w małżeństwie ,niż po .Tylko ,że w przypadku pierwszego pielęgnujemy związek.Każda relacja oparta na miłości ,nie musi zakończyć się katastrofą po ślubną ,w sądzie .

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Ideały ideały....czyli ograniczona tolerancja.

Przychodzimy na świat z założeniem,że musimy być idealni.Dwie ręce,dwie nogi,wykluczamy opcje jedno oko.Musi być dwoje wspaniałych oczu.Skóra idealna.Słowem, całość ma być nie naznaczona bliznami i deficytami.No i oczywiście wszystkie zmysły muszą być sprawne.Ludzie lubią gdy wszystko co piękne jest ,nie uszkodzone .Bo czy ktoś spotkał osobę ,która kupiła by pękniętą filiżankę??!!!Ludzie którymi się otaczamy też muszą być piękni ,mądrzy ( a mądrość nie  zawsze idzie w parze z urodą).Niestety życie jest nieprzewidywalne.Nigdy nie wiadomo co nas spotka,okaleczy fizycznie czy psychicznie.Mówi się o tolerancji wobec osób z niepełnosprawnościami.Jednak czy tolerancja jest dobrym określeniem ,na traktowanie ludzi z różnymi deficytami??!!Człowiek przede wszystkim powinien czuć się akceptowany bez względu na stan fizyczny.''Bądźmy tolerancyjni'' dla  osób z uszkodzonym narządem ruchu.Przecież to nie wymaga tolerancji a poznania człowieka i tym jaki jest,a nie co mu dolega.Może  wróćmy do tego czemu ludzie tak dziwnie reagują np.na osoby poruszające się na wózku?!.Ponieważ w głębi duszy dziękują ,że nie  są na ich miejscu.Czemu ludzie ,którzy leżą w szpitalach ,ze świadomością ,że już nie wstaną, przeżywają dramat,myśląc iż gorzej być nie może.Wtedy  jakaś pielęgniarka obraca go jak lalkę ,zmieniając pieluchy cewniki ,doprowadzając tym samym do ogromnego upokorzenia i pozbawienia resztki własnej godności.Ludzie nie myślą w kategoriach ,że ktoś przeżył ciężki wypadek ,chorobę,która zabrała mu lub jej sprawność i czasem jeszcze więcej.Nie dość ,że sytuacja jest dramatyczna dla tej osoby,i tylko jej . Często rodziny i bliscy  zachowują się jak by to ich spotkało.Tak nie jest.Zadaniem bliskich jest być ,akceptować ,być wsparciem .Każda z osób poszkodowanych ma prawo się załamywać ,wątpić,ryczeć,rzucać wulgaryzmy ,bo to życie tej osoby rozsypało się w jednej chwili.Po długim czasie,większość jest samodzielna ,samowystarczalna .Często dopiero po takim  wydarzeniu wielu ludzi dowiaduję się kto był przyjacielem ,a kto nie.Dużo osób ,odcina się od znajomych ,którzy ulegli wypadkowi ,bądź zachorowali.Czy oceniać ich negatywnie?!Nie moja to rola.Wiem ,że nie którzy  po prostu nie wiedzą jak się zachować,czują skrępowanie,i zdają sobie wtedy sprawę ,że wszystko może się zmienić jak za mrugnięciem oka.Trzymając się z daleka żyją dalej w słodkiej iluzji ,że złe przytrafia się innym.Nie potrzebne skrępowanie,ponieważ każdy chce  jak naj więcęj normalności ,w sytuacjach w ,których normalności nie ma.Uśmiechają się ,walczą o każdy dzień,i jeszcze muszą znosić gapiących się ludzi,czując się jak by byli eksponatem muzealnym.Włączamy telewizję i słyszymy o tolerancji,o tym jak wspaniałe są osoby na wózkach,niewidome,głuchonieme etc...Pytanie nasuwa się jedno .Wspaniałe są bo, z czymś się zmagają,czy wspaniałe są ich charaktery?.Uważam ,że osobowości i charakteru nie da się zmienić.Im więcej roztkliwiania ,tym bardziej obraz tych osób jest zakrzywiany i  oddala się od celu równość i akceptacja.Steven Hawking jest ciężko chory ,nie może się poruszać,mówić,lecz jego umysł dalej pozostaję sprawny, genialny.Ktoś by powiedział,ale co ty tam wiesz,nie jesteś na miejscu tych osób ,i nie chciała byś.Pewnie ,że  bym nie chciała ,oni też nie chcieli.Stało się inaczej.Jednak wiem ,że to co najlepsze w ludziach jest to co jest w środku ,nie na zewnątrz.Partnerki /partnerzy odchodzą od swych ''ukochanych'' bo wizja życia z osobą na wózku jest przerażająca.I po raz kolejny,ten stan może przerażać tylko i wyłącznie osobę którą spotkało coś złego.Coś się zmienia,coś będzie inaczej,ale nie znaczy gorzej.Będzie wymagało trochę humoru ,dystansu,siły ,pomysłowości ,planowania...a na końcu okazuję się ,że jest dobrze,że docenia się bardziej.I to się nazywa dorosłość ,i dojrzałość.Takie jest życie.Pełne zakrętów,dołów,wzlotów i upadków.Wielkich niewiadomych.Życie daję w kość,ale jesteśmy tylko chwilą.Dążyć powinniśmy do poznania drugiej osoby,nie krępować się gdy ktoś nie wygląda jak wyjęty z okładki magazynu.Po przez różnice wszyscy się uzupełniamy.Gdyby wszyscy byli ''piękni i idealni''to skąd byśmy mogli wiedzieć ,że jesteśmy tacy?!Stali byśmy się nijacy.Każda nawet mała blizna nadaję nam cech szczególnych.Jak zmarszczki ,które są znakiem czasu na naszych twarzach.Tolerancja to złe określenie,na pojmowanie tego co nas wyróżnia.Wyznacza pewne ograniczone zachowania,jest coś innego ,toleruję ,i jest to super.Nie jest .Gdyż tolerancja to za mało, za płytko.Ludzie muszą dążyć do poznania drugiego człowieka po przez to jaki jest ,co wnosi w życie.Iść przez życie ,z akceptacją ,którą każdy chciał by otrzymywać.Z poczuciem równości,mimo niedoskonałości.Niedoskonałość jest doskonałością .Ona nas nie definiuję ,ale wyróżnia z tłumu.Bo każda widoczna niedoskonałość pokazuję ,że kogoś coś spotkało,ale pokazuję również ,że nie można się poddać.Nie ma ludzi idealnych,są ludzie ,którzy dostrzegają więcej,i ci co widzą to co z zewnątrz.Ci drudzy krzyczą o tolerancji ,jak by to ich centralnie dotknęło.Epatują swoją tolerancyjnością ,żeby pokazać jacy to cudowni są,a tak naprawdę nie uczą się niczego,i dalej pozostają puści i płytcy.Nie trzeba krzyczeć,że -O!!Patrzcie niepełnosprawny ,wspaniały!!A co w niepełnosprawności wspaniałego??!!Nic .Można powiedzieć ,i tu przepraszam za zwrot ..to jest  do Dupy!Jednak trzeba żyć.Nie krzyczmy o tolerancji,po prostu poznawajmy ludzi.Traktujmy innych jak sami chcieli byśmy być traktowani.Akceptujmy.Każdy kiedyś odejdzie,nie komplikujmy sobie życia.Zaoszczędźmy wielu ludziom nie potrzebnego współczucia,bo to tylko sprawia ,że w człowieku narasta frustracja.Bo jak ciężko by nie było,to przynajmniej współczucie by sobie darowali.Dawajmy sobie radość wzajemnie.Bądźmy równi ,wtedy tolerancja nie będzie potrzebna ,bo będziemy brali siebie takimi jacy jesteśmy a nie przez pryzmat nie ideału zewnętrznego.Taki bowiem nie istnieje.Akceptacja znaczy biorę ciebie ze wszystkim ,tolerancja ....toleruję ,znoszę to ,że jesteś.Więc jestem za akceptacją,otwartością i poznaniem.Lepiej mieć otwarty umysł ,i serce na wszystko co różne,niż ograniczoną tolerancję .

poniedziałek, 5 stycznia 2015

''Zbudowałem dom,spłodziłem syna, zasadziłem drzewo'' czyli duma faceta..a babeczki na bok

''Zbudować dom,spłodzić syna i zasadzić drzewo'' słowa dumnych mężczyzn ,które za iście sprawiają ,że chce mi się śmiać.Brzmi mi to bardziej jak slogan reklamowy,no ale są osoby pewnie dla których są bardzo poważne..A może by tak od początku historie zacząć.Dwoje ludzi się poznaję,zakochują się w sobie.Nie rozłączni,on przysyła kwiaty ,zaprasza na randki,by przypodobać się swojej przyszłej.Czytaj łowów początek.W swych staraniach wychodzą z siebie,ona zauroczona tym szarmanckim jegomościem nie może wyjść z podziwu.Przychodzi upragniony moment ,oświadcza się jej.I tu stop...Prawda pierwsza jak dzierlatka młoda,lub już swoje lata ma i dalej panna to podchody po pierwszej randce przeskoczyła by do etapu pierścionka,by móc jak najszybciej odziać się w wyśnioną kibić ,wieczór panieński ,suknia masa przygotowań więc skrócenie czasu na pierścionek od razu było by najlepsze.Bo przecież z dnia na dzień nie młodnieje ,suknie ślubne na drzewach nie rosną a i wici o rychłym ślubie ino mik na facebooku trzeba zamieścić by te co wolne pozazdrościły zmiany stanu cywilnego.Bo przecież jej luby niczym buhaj Joe ,jest tylko jej i trzeba to zalegalizować nim się rozmyśli.Plany ahh...piękny ślub ,zdjęcia profesjonalne w sceneriach dzikiej przyrody ,byle by tylko jakiś dziki zwierz nie wyskoczył w trakcie jako mistrz drugiego planu.Tak więc przyszła panna młoda myśli jak to cudnie będzie ,każdego dnia zdjęcia na instagramie ,facebooku i innych tego typu będzie zamieszczać ..jak idą przygotowania,a o panu młodym jakoś cicho..Nadchodzi sądny dzień wszyscy goście są.Pan Młody zacny,składa przysięgę swej lubej ona w swej pięknej sukni ze łzami w oczach wkłada mu obrączkę .I po wszystkim ,teraz trzeba to na facebook wrzucić,i tak to się dzieję do końca wesela.Obserwujemy każdy moment tego wielkiego wydarzenia nie ruszając się z domu.W duchu to ja dziękuję ,że z nocy poślubnej fotki zachowują dla siebie.Ale życzymy młodym wszystkiego co najlepsze .Bo w końcu raz człowiek bierze hmm...ślub,przynajmniej do rozwodu.Przeskoczmy podróż poślubną.Małżeństwo żyję w zgodzie i szacunku ,pracują na większe mieszkanie ,dom więc i czasu dla siebie mniej.On jeszcze atrakcyjny i ona niczego sobie.I przychodzi taki dzień ,gdy dwie kreski na teście ciążowym pojawiają się.I znów radość przeogromna.Będzie dzidzia,będzie tak słodko będzie się działo:),rodzina wreszcie w komplecie.I mijają miesiące kg lecą ,hormony szaleją ona jeszcze w miarę wygląda.On jakoś więcej pracy by dzidzi mleka nie brakowało.No ale kobieta ,patrzy i nie wierzy,że coś nie tak z figurą,ale po porodzie szybko do formy wróci,a i mąż na obiadkach żoneczki jakiś pulchniejszy się uczynił.Pracuję na ten dom jak szalony,na wypasione zabawki.Gdy szkrab  pojawia się na świecie ahy i ohy jaki piękny,bo co rodzice nie powiedzą ,że to małe pomarszczone jak śliwka ,czerwone skrzywione wyglądające ciut zabawnie na ten moment urodziwe nie jest..Bo to przychodzi z czasem.Ludzie witają malucha na świecie ,oczywiście na facebooku ledwo co z łona wyszło a już w sieci.Sesje zdjęciową maluchowi trzeba zrobić ,by od koleżanek gorszą nie być,a i profil swój też już musi mieć.Bo nie wypada ,dzisiejszych czasach by nie miał ..Wracają do domu ,i się zaczyna ciągły płacz zmiana pieluch wstawanie w nocy ,on może i czasem w stanie no ale jako ,że to matka pokarm posiada musi dreptać kilka razy w nocy do małej bestii ,która ciągle czegoś chce.Płacze jak głodna,mokro,kolka,ząbki albo tak po prostu bo ma ochotę poryczeć z nudów.I mijają miesiące,ona już nie taka piękna,bo waga ani drgnie,oczy podkrążone,włosy nie umyte,zamiast kiecki dresy,a on pachnie perfumami najdroższymi,ona już nie koniecznie,on zadbany biega do pracy ,by po powrocie jak król zasiąść do obiadu ,i położyć się do łóżka bo przecież tak ciężko pracował.W tym czasie ,kupili dom od developera ,ale zanim skończą go budować trochę minie.Ojciec oczywiście dumny i blady jak ten paw ,chwali się zdjęciami syna ,już nie koniecznie żony.Bo żona to już nie taka jak na początku,jakaś dziwnie spięta,nie w humorze,a przecież cały dzień w domu z ''następcą tronu'' siedzi .Powinna się cieszyć.A żona załamana ,wchodzi na facebook i widzi koleżanki w idealnych formach ,bawiące się ,poznające nowych facetów,bo ten jej to i brzuch wielki mu się zrobił,i gdzie ta jego czupryna bujna??!!Wyjście do kina ,ale następca jeszcze za mały,a ona nie mieści się w stare ciuchy.Zrezygnowana,stosuje diety ćwiczy ,skutek opłakany więc i z księciem czasem po płacze,Mąż już kwiatów ,nie kupuję,wierszy nie czyta ,nie adoruję tylko od wejścia słychać -A co na obiad!!??bo głodny jestem.Nie powie jej ,że ładnie wygląda,i tak dzień po dniu,panicz rośnie ''król także'',a królowa jakaś inna ,już nie rumiana,chyba gdy wściekłość w niej narasta ,gdy gacie królowi prasuję ,i ubikacje po jego wyjściu szoruję.Myśli w nowym domu ,będzie lepiej.Po macierzyńskim wraca do pracy,królewicz z nianią.Ba ,guwernantką ,co to łaciny i greki roczniaka uczyć będzie.Królowa ,zmienia fryzurę,trochę się poprawia,a i samopoczucie lepsze,bo już domek czeka na ''wsi'',Wprowadzają się na swe piękne włości ,dumni zadowoleni,przyjaciół zapraszają kąty swe przedstawić jak najszybciej,królewicz gdzieś tam z nianią by się nie plątał...Gdy po przyjęciu godnym królów ,i suto zastawionym stołem pełnym potraw azjatyckich ,bo przecież trzeba być na czasie,a nie z polszczyzną wyskoczyć do gości .Przecie to wstyd by był.Przyjęcie się kończy,on się kładzie ona też ,zdawkowe słowa.Odwróceni plecami zasypiają.Z rana on łopatę bierze ,krzak ciągnie za sobą.Kopię,potem oblany ,zdyszany bo nadwaga zdrowiu nie służy,ale przynajmniej włosy nie przeszkadzają już.Sadzi do ziemi ,krzew swój cudowny,bo to jabłoń piękna jest.Kończąc czuję się niczym ''Pan świata''.I mówi na głos .''dom zbudowałem ,syna spłodziłem,drzewo zasadziłem!!!''(i tu zapomniał,że nie on ten dom budował ,więc może budowlańcom kwiatki;))Tylko,że żona już nie czuję się kochana,adorowana,a i on dla niej jakiś taki inny jest.Już nie ma czułych słów.Kwiaty ,już nie,teraz to garnki i skarpety pod choinką. Królewicz ,to jak ojciec ''król''w jedno miejsce chodzi piechotą ,i na tym samym tronie siada.A  królowa ,ku rozpaczy i królewskie i książęce gacie prasuję,nie wierząc ,że tak ta bajka nie wyglądać miała.I była suknia  weselisko na 500 osób,zaloty adoracje.Zapomnieli czemu ślub ze sobą wzięli.Wielkie wesele ,równie rozwód głośny był.Dom sąd podzielił,drzewo zmarniało,a książę co drugi weekend u króla jest.Chyba ,że król 20 lat młodszą królewnę podrywa.A królowa ,księcia wychowuję zastanawiając się ,jak to się stało ,że w ogóle za króla -ogra wyszła.Łatwo wziąć ślub,ale równie łatwo zapomnieć,czemu za tą drugą osobę wyszliśmy.Małżeństwo ,nie jest spoczęciem na laurach.Zdobyłem,i koniec kropka.Miłość jest jak ogień nie podsycany zgaśnie.;)))))

środa, 8 stycznia 2014

Relacje ''Wenus z Marsem ''.....czyli cienka linia do powiedzenia do widzenia.

Relacje ''Wenus z Marsem''....czyli cienka linia do powiedzenia do widzenia.

        Kto twierdzi ,że bycie razem jest łatwe...na pewno młodzi na początku dorastania w pierwszych swoich związkach.To jest cudowny czas wielkich uniesień,motyli w brzuchu,piorunów z nieba co powalają na kolana...Wielka burza hormonów z pierwszymi emocjami ,popędem ,ekspresywnym okresem przeżywania siebie wzajemnie.Wtedy to słońce jest bardziej ''złociste'',wszystko smakuje jak by lepiej..a co po nie którzy dadzą sobie głowę uciąć ,że wyrastają im skrzydła,mogą przeskakiwać góry ,przenosić mosty (jakoś tak...),co pewnie powinno wiązać się z obawami '' mam urojenia,czyżby objawy jakiejś poważnej choroby psychicznej??!!..Ależ skąd to właśnie pierwsza miłość,i jej skutki uboczne ,które dają dwojgu zakochanych (odurzonych )uczucie niby haju uczuciowego.Wtedy też niestety wiele młodych postanawia się pobrać bo jest tak cudownie .....Dlatego tyle rozwodów jest obecnie,bo gdy haj mija ,pojawia się rzeczywistość niczym nie przypominająca bajki.....Oczywiście dla adwokatów nastały czasy największych plonów....(więc tylko zacierają ręce ,ile wyciągną na co bardziej burzliwych rozwodach)...Ale ja nie o tym..
Czym jest prawdziwa miłość.......nie jest w większości niczym tak wspaniałym.Dwoje ludzi powiedzmy,że dorosłych postanawia się ze sobą związać.Dwa przeciwne bieguny,inne przyzwyczajenia,inne życia,poglądy...Ktoś tam twierdził ,że przeciwieństwa się przyciągają...ale powinien dodać ,że wtedy następuję katastrofa....Oczywiście nie zawsze.Życie samo w sobie to skomplikowania materia.Nie jest z reguły usłane różami.Skryte marzenia ,pragnienia gdzieś tam giną będąc w związku.Ludzie powtarzają ,że trzeba się dotrzeć(czasami aż krew tryska od tego docierania).Człowiek poznaje drugiego człowieka całe życie i uczy się jak żyć z tą drugą stroną,i nie zwariować...I tak na panteonie uczuć i paskudztw życia wyłaniają się oni....''Wenus ''i ''Mars''....Zazwyczaj kojarzeni jako osobniki z dwóch różnych planet....a wg.mnie bliżej im jednak do mitologicznych odpowiedników.....Ona piękna zewnętrznie (wewnętrznie jak kto woli)kokieteryjna ,uwodzicielska....i On nie brzydki mąż stanu z zapędami jak tu podporządkować swoją Wenus.....no bo jak to (w Biblii świat do mężczyzn należy ,i koniec kropa)..(mam trochę odmienne zdanie).Mężczyzna taki jak on rozbuchany w swoim świecie miał plan ,w tym planie podboju brakowało mu tylko tej jedynej...Jako,że mówi się,że przeważnie uroda i inteligencja nie idą w parze....a jednak to nie prawda...Więc Wenus zapatrzona w swojego Marsa odzywa się i co ..........jakaś blokada....czyżby rzeczywistość się zakrzywiła....?!!Co jest.....?!Więc zaczyna się burza mózgu ,jak mówić do niego by zrozumiał.....Kobiety to analityczne ,emocjonalne stworzenia ....Te wrażliwsze co najmniej raz w miesiącu mają jazdy....mniejsze większe....hormony zrobią swoje.No i wtedy bywa nie ciekawie..ale gdy ten trudny czas mija.On patrzy na nią jak na potwora,ona na niego jak na złoczyńce bo nie rozumie jej potrzeb.Co śmieszne większość jak i nie wszystkie kobiety pragną tego samego ,czułości,docenienia nawet drobiazgów.Dzięki temu stają się pełniejsze w oczach jegomościa ,którego pokochały.Dla faceta to bzdura,ale czy chcemy czy nie patrzymy na siebie jego oczami....i chcemy widzieć w nich ,że jesteśmy najważniejsze.Tym czasem jegomość narzekając na swoją Wenus ,że zrzędzi marudzi ,mimo prostych komunikatów...np.ranią mnie twoje słowa,jest mi źle,nie doceniasz mnie,...to są proste zwroty...Dla niego są bzdurą ,wynikającą pewnie z jakiś zaburzeń bo jak to jest dom ,mieszkanie,on pracuje ....lodówka pełna ..Więc czego Babo jeszcze chcesz...?!!No i w tym momencie Mars odrzuca Wenus ..bo ona patrzy na siebie w lustrze i czuję się przezroczysta.Myśli przecież mówię jasno,to czemu on mnie nie słyszy.Bo trzeba trochę wysiłku by zrozumieć,że ta mała ,duża W ....potrzebują jego .Jego adoracji,akceptacji.Więc żyją tak obok siebie raz gorzej raz lepiej....niby rozmowy .Ale zaczyna się mijanie.Pojawiają pretensje.....Ona mówi ,on nie słucha....Jak on zaczyna mówić ona ma ochotę usiąść wziąć misia zacząć  wyć i uciec do mamy.No ale to dorosłość pokochałaś ,więc słuchaj.Ale pojawia się BUNT ,na pokładzie.Pytania Czemu???......On nie walczy,nie okazuję czułości...przestaje wspierać....i stają się obcy.Chcemy odejść ale wtedy pojawia się owo TO.....mała niewidzialna nić łącząca ......ledwo pulsująca ale jest.Dobrze wkurwia Wenus,Mars czuję to samo .I to jest to .Miłość.Upierdliwa ,męcząca ,raniąca,z przelotnymi chwilami radości....Czujesz całym ciałem ,w gorzkich awanturach...Bo co kierujemy wobec tych ,których kochamy rani nas tak samo.
I pewnego dnia Wenus i Mars ...po kolejnej awanturze,dwoje mówiło,ale słowa uleciały.Jak by ona mówiła po hebrajsku , on mówi a jego słowa w jej głowie brzmią inaczej...Bo ona odbiera dosłownie...I co dalej...Lepiej skończyć niech Mars wraca na swój Olimp,a Wenus wróci do morza ...bo pewnie tyle łez wyleje.Ale jak są łzy,jak jest złość....jest jeszcze miłość.Bo miłość składa się z najbardziej po papranych emocji,i uczuć.Tych pozytywnych ,jak i negatywnych.Wenus i Mars w uniesieniu nienawiści nie widzą jak nić łącząca pęka....A teraz stop.....Co by było gdyby on na chwilę jej wysłuchał,bo jeżeli jest ważna to usłyszy co mówi...i przyznanie ,że zraniło się tą drugą małą,dużą W ....nie jest wstydem ,nie urąga męskości.....A co by było gdyby jasno wytyczyli linię własnych pragnień,i połączyli to w całość.Zatrzymali się na chwile.I zastanowili ,że ta druga strona może i ma wady ale ma coś co powoduję ,że myśl o życiu bez tej osoby wydaję się być katorgą.Przestać się winić,zacząć rozmawiać o tym co rani ,czego brakuję....Serce w sercu...Może wtedy Wenus i Mars nie musieli by powiedzieć sobie do widzenia ??!!Ludzie przestali słuchać się wzajemnie.Mijają się ,nie dostrzegają...A jednak nie ma nic potężniejszego niż bycie we dwoje.Koniec każdego czeka taki sam...(no prawie...nie których miły we śnie ,innych nie koniecznie) ale tak naprawdę w życiu,nie ma nic cenniejszego niż zestarzeć się przy boku osoby którą się Kocha...Serce nie sługa....(...)''Bo miłość sądzi sercem,nie oczyma.Stąd też w obrazach Kupid oczu nie ma.''(...).....
Inaczej myślimy postrzegamy.Inność czyni nas wyjątkowymi.Wenus i Mars pochodzą z jednej planety ....i nie muszą we wszystkim się zgadzać.Ale nie zapominać ,że tylko dwie osoby mogą utworzyć całość z dwóch różnych fragmentów układanki.I ta wtedy da nową historie.Nie zapominać o adorowaniu tej mniejszej strony,docenieniu,a wtedy ta druga strona nigdy nie odejdzie.To działa w obie strony...
Wenus i Mars są z ziemi....jak najbardziej...
Cdn...a może i nie ...Ciągle brak talentu pisarskiego...ehh...

sobota, 3 listopada 2012

...''bo my do siebie nie pasujemy''....

Co dokładnie oznacza pasować do siebie.Mieć wspólne zainteresowania,podobne charaktery,lubić to samo,mieć takie same poglądy.Ogółem mówiąć ,być praktycznie takim samym tylko w dwóch wydaniach.A co gdy dwoje ludzi jest tak różnych ,jak ogień i woda,czy to oznacza ,że odrazu należy przyjąć ,że nigdy nie mogli być szczęśliwi we dwoje?!....Dupa prawda,można się różnić pod każdym względem ,nawet nie mieć współnych zainteresowań,ale jeżeli pojawia się to coś między dwojgiem ludzi to jest właśnie brakujący element układanki.Co prawda nie jest łatwo żyć w związku w którym wyładowania związane ze sporami ,gdyby mogły być przetworzone na energie ,to tej wystarczyło by na oświetlenie kuli ziemskiej.Jednak pomimo wszystko ,jest to coś co sprawia,że po każdej kłótni,i tak chcemy być blisko tej drugiej osoby ,która doprowadza do szału.Najłatwiej zabrać swoje grabki,zakończyć i zapomnieć.I tu rodzi się problem,jeżeli  mimo wszystkiego co wskazuje ''nie pasujecie do siebie'',w środku jest pewność ,że po mimo wszystkiego to jest to.''To''wyjątkowo irytujące,''To''frustrujące....Faceci myślą prosto,a dotrzeć do nich w prostych słowach to jak walić głową o ściane.Kobiety analizują,potrzebują pewności ,że do diabła jak mówią kocham cię i chcą być najważniejsze  to dlatego bo wynika to z niepewności.Gorzej gdy jedna ze stron po mimo jasnych komunikatów staje się obojętna ,druga mówi koniec w desperacji ,żeby (facet)się obudził....i zaczął działać....A słowa ''bo my do siebie nie pasujemy..''hmm ...są co najwyżej  poprostu ucieczką,spławieniem,i pokazaniem ,że uczucia wygasły.Bo jak można od tak zresetować osobę którą się kochało?!W związku są dwie osoby,podwójna odpowiedzialność.Wina leży zawsze po obu stronach a prawda po środku.Ale jeżeli związek przechodzi przez wiele,i wydaje się że gorzej być nie może,po mimo przykrości jakie się wydarzyły ,łez,bólu zadanego....a i tak wstaje się myśląc że tak naprawde to istnienie bez tej drugiej irytującej czasem osoby jest nie możliwe to czemu to przekreślać.Ale walka wymaga obu stron.Bycia razem nie można odkładać na później..''Po co budować dom,jak nikt w nim nie zamieszka''?!!...''nie ma'' bo my do siebie nie pasujemy''to jest inaczej powiedziane,''nie chce z tobą być''.Tak jesteśmy różni i co z tego ?!,.Bo to różnice wypełniają nas wzajemnie.Inaczej było by nudno.Ale jeżeli nie kochasz to powiedz to i odejdź,a nie mów ''bo my do siebie nie pasujemy''...
PS.a ja i tak czekam. i dalej nie mam talentu pisarskiego a szkoda....

czwartek, 12 maja 2011

I co,że ''niepełnosprawny/a''

Społeczeństwo,jest wyjątkowo dziwne.Co jest wyznacznikiem bycia wartościowym człowiekiem.Kto ma prawo do szczęścia?!!Biali z białymi,czarni z czarnymi...niepełnosprawni z niepełnosprawnymi powinni się wiązać...?!!!Czytałam mnóstwo opinii na forach o związkach osoby zdrowej z osobą ''niepełnosprawną''.I to jest dziwne ,bo ci tak zwani ''zdrowi''  wyrażali przerażające opnie.Oczywiście mieli do tego prawo.Ale podchodząc do tego bliżej ,to jak ograniczone one były. I jedyne co można powiedzieć,wynikały one z nie wiedzy.Trzeba przyznać,że jeżeli dochodzi np.do wypadku,to myśli osoby bliskiej poszkodowanemu/ej są  byle by kochana osoba przeżyła.Nie ważne w jakim stanie.Jednak trzeba też pojąć ,że to nie osoba nie poszkodowana będzie musiała się zmagać z konsekwencjami.Mój kochany ,znalazł się w takiej sytuacji.Ja mimo iż nie znałam go przed wypadkiem ,to jestem wdzięczna że żyje.Nie twierdze ,że nasz związek jest łatwy (ale tu akurat więcej problemów jest po mojej stronie).Dopiero przy nim zobaczyłam jak dziwni są ludzie.U kratkowe spojrzenia,podszeptywania...jak by był kosmitą ,albo miał 3 oko..:)Chociaż ,czasem to spojrzenia mogły być związane z tym że mam dziecinny wygląd,i mogli myśleć..''cholera ma tupet, dziecko uwodzi..:)''Powiem szczerze,mitem jest że związki ''mieszane''  się  różnią.Jednak trzeba liczyć się z dezaprobatą bliskich bądź znajomych.Jeżeli ktoś ocenia kogoś tylko dlatego ,bo albo nie chodzi,nie widzi nie słyszy etc.to jest to bardzo ograniczone...i szczerze..kto tu wtedy jest niepełnosprawnym.Można też wziąść pod uwagę to że większość osób z jakimiś uszkodzeniem była kiedyś w pełni sprawna fizycznie.No ale w życiu jest tak ,że nie wiemy kiedy coś na trafi.Choroba,wypadek...przypadek.Ludzie izolują się od wszystkiego co im nie znane.Tak  wogóle  to czego się boją ?potrącenia wózkiem,a może  nie widomy z laską za tłucze na śmierć......albo że się  zarażą..??!!!!Rozumiem nie którzy mogą po prostu bać się,że urażą kogoś bądź powiedzą coś nie tak.Więc drodzy mili...Nie sądzę by powiedzenie do osoby   niewidomej ''spójrz'' od razu wywołało by koniec świata..O ile życie było by prostsze gdy by ludzie nie byli tak uprzedzeni.Bo można wyrządzić tym ogromną krzywdę i nie koniecznie tej osobie która nie jest całkowicie sprawna.Ja bym chciała np.mieć taką odwagę jak mój narzeczony.Bo co by nie było z nas dwojga to ja mam bardziej dwie lewe nogi.:)))))A związki ,żaden nie jest łatwy.Jak by to było jak by ludzie za nim się zwiążą zaglądali w kartę zdrowia.Rodziny chciały ,prześwietleń,badań krwi i pewnie moczu..sprawdzanie historii rodziny wybranka do Mieszka I.A i może do jasnowidza powinno by się pójść,na wypadek możliwego ewentualnego wypadku lub choroby....Istna paranoja.Liczy się to że dwoje osób się kocha i chce ze sobą być...bo rzeczywiście co raz częściej słowa przysięgi w zdrowiu i chorobie przestają mieć jaką kolwiek wartość.A mój ''wózkowicz''...no mam nadzieje ,że stanie się w końcu moim mężem...jeżeli prędzej ode mnie nie ucieknie.Bo co  jak co nie łatwa ze mnie osoba:)W życiu ważne jest to by być po prostu szczęśliwym.I tyle.A ludzi powinni zdawać sobie sprawę,że nie wózek,nie laska, etc. są przeszkodą do ułożenia sobie najszczęśliwszego związku ale myślenie że może tak być...
ps.co do mojej rodziny...a jak by mój wybranek był jeszcze czarny...ojjj :) z pozdrowieniami dla nich.