czwartek, 12 maja 2011

I co,że ''niepełnosprawny/a''

Społeczeństwo,jest wyjątkowo dziwne.Co jest wyznacznikiem bycia wartościowym człowiekiem.Kto ma prawo do szczęścia?!!Biali z białymi,czarni z czarnymi...niepełnosprawni z niepełnosprawnymi powinni się wiązać...?!!!Czytałam mnóstwo opinii na forach o związkach osoby zdrowej z osobą ''niepełnosprawną''.I to jest dziwne ,bo ci tak zwani ''zdrowi''  wyrażali przerażające opnie.Oczywiście mieli do tego prawo.Ale podchodząc do tego bliżej ,to jak ograniczone one były. I jedyne co można powiedzieć,wynikały one z nie wiedzy.Trzeba przyznać,że jeżeli dochodzi np.do wypadku,to myśli osoby bliskiej poszkodowanemu/ej są  byle by kochana osoba przeżyła.Nie ważne w jakim stanie.Jednak trzeba też pojąć ,że to nie osoba nie poszkodowana będzie musiała się zmagać z konsekwencjami.Mój kochany ,znalazł się w takiej sytuacji.Ja mimo iż nie znałam go przed wypadkiem ,to jestem wdzięczna że żyje.Nie twierdze ,że nasz związek jest łatwy (ale tu akurat więcej problemów jest po mojej stronie).Dopiero przy nim zobaczyłam jak dziwni są ludzie.U kratkowe spojrzenia,podszeptywania...jak by był kosmitą ,albo miał 3 oko..:)Chociaż ,czasem to spojrzenia mogły być związane z tym że mam dziecinny wygląd,i mogli myśleć..''cholera ma tupet, dziecko uwodzi..:)''Powiem szczerze,mitem jest że związki ''mieszane''  się  różnią.Jednak trzeba liczyć się z dezaprobatą bliskich bądź znajomych.Jeżeli ktoś ocenia kogoś tylko dlatego ,bo albo nie chodzi,nie widzi nie słyszy etc.to jest to bardzo ograniczone...i szczerze..kto tu wtedy jest niepełnosprawnym.Można też wziąść pod uwagę to że większość osób z jakimiś uszkodzeniem była kiedyś w pełni sprawna fizycznie.No ale w życiu jest tak ,że nie wiemy kiedy coś na trafi.Choroba,wypadek...przypadek.Ludzie izolują się od wszystkiego co im nie znane.Tak  wogóle  to czego się boją ?potrącenia wózkiem,a może  nie widomy z laską za tłucze na śmierć......albo że się  zarażą..??!!!!Rozumiem nie którzy mogą po prostu bać się,że urażą kogoś bądź powiedzą coś nie tak.Więc drodzy mili...Nie sądzę by powiedzenie do osoby   niewidomej ''spójrz'' od razu wywołało by koniec świata..O ile życie było by prostsze gdy by ludzie nie byli tak uprzedzeni.Bo można wyrządzić tym ogromną krzywdę i nie koniecznie tej osobie która nie jest całkowicie sprawna.Ja bym chciała np.mieć taką odwagę jak mój narzeczony.Bo co by nie było z nas dwojga to ja mam bardziej dwie lewe nogi.:)))))A związki ,żaden nie jest łatwy.Jak by to było jak by ludzie za nim się zwiążą zaglądali w kartę zdrowia.Rodziny chciały ,prześwietleń,badań krwi i pewnie moczu..sprawdzanie historii rodziny wybranka do Mieszka I.A i może do jasnowidza powinno by się pójść,na wypadek możliwego ewentualnego wypadku lub choroby....Istna paranoja.Liczy się to że dwoje osób się kocha i chce ze sobą być...bo rzeczywiście co raz częściej słowa przysięgi w zdrowiu i chorobie przestają mieć jaką kolwiek wartość.A mój ''wózkowicz''...no mam nadzieje ,że stanie się w końcu moim mężem...jeżeli prędzej ode mnie nie ucieknie.Bo co  jak co nie łatwa ze mnie osoba:)W życiu ważne jest to by być po prostu szczęśliwym.I tyle.A ludzi powinni zdawać sobie sprawę,że nie wózek,nie laska, etc. są przeszkodą do ułożenia sobie najszczęśliwszego związku ale myślenie że może tak być...
ps.co do mojej rodziny...a jak by mój wybranek był jeszcze czarny...ojjj :) z pozdrowieniami dla nich.

sobota, 7 maja 2011

a co w tych bajkach

Bajki słuchamy ich od urodzenia.Kształtują gdzieś nasze marzenia co do życia ,i spraw uczuciowych.Każdy chce przeżyć swoją bajkę.No ale życie to nie bajka (poprawka dzisiaj to chyba się mówi nie telenowela).Dlaczego szukamy osoby odpowiadającej jakiemuś nie istniejącemu ideałowi z bajek,za nim poznamy że miłość,która powinna mieć odrębny kodeks ,określony prawami.Bo poznanie prawdziwej miłości pokazuje jak złośliwa to bestia która tak naprawdę ma za nic nasze poglądy.Pojawia się i przestawia wszystko co w naszej egzystencji było ogólnie ładnie poukładane.I myśl tu człowieku ,że możesz coś poradzić.To nie grypa ani inne choróbsko na które weźmiesz pigułkę i przejdzie(chociaż dla co po nie których nieszczęśników ,był by to niczym cud z nieba).O nie !!trzeba najpierw zakosztować jej słodyczy,i goryczy.To drugie raczej gorsze.O ile łatwiej by było gdyby można było kontrolować to uczucie.A może gdyby przestać czytać dzieciom bajki ,albo zmienić ich treść na np.
''Dawno dawno temu,była ładna dziewczynka.W domu miała ciężko ,gdyż ojciec alkoholik znęcał się nad rodziną,a matki nigdy nie było.Dziewczynka dorosła,ciężko się uczyła by z trudem znaleźć pomimo wielu dyplomów,ohydną prace za małe pieniądze z szefem potworem.Pewnego dnia poznała chłopca,zakochali się.wzieli ślub.Po latach pracy ,i dorobieniu się jakiś większych pieniędzy,mąż zaczął ją zdradzać z młodszą,mimo że był gruby ,łysy i obleśny.Więc się rozwiodła .I tak ta ładna mądra dziewczynka stała się pomarszczoną ,zmęczoną życiem rozwódką,mającą nędzną prace i wyrodne dzieci...''ps.no i zapomnij o happy endzie
Może przesadziłam,ale ostatnio zaczyna mi się wydawać,że syndrom wpajania bajek naprawdę przekłada się na wybory co do partnerów w życiu.Bo mamy też trochę zbyt wygórowane  wyobrażenie.No bo jak to ale w bajkach to było inaczej.Oglądamy królewskie wesela i myślimy ,''tej to dobrze''.A czy to dobrze kiedy w łóżku oprócz ciebie i męża jest też banda paparazzi ??!I żyjesz jako pokarm dla ludzi którzy nie chcą umrzeć z nudów więc karmią się plotkami?!!Czyli co to za bajka.Wzięło mnie na myślenie nie powiem....ale kiedy w miłości się psuje...to człowiek myśli...Życie to naprawdę nie bajka...a miłość bywa jak choroba,z paskudnymi objawami ...czasem...
ps.może jakiś kurs pisania??!!hmmm

wybory...a mózg paruje.

Wybory życiowe,kto przed nimi by nie stawał?!.Każdy chce żyć szczęśliwie,z jak najmniejszą ilością problemów.Kiedy młody człowiek wkracza w dorosłość,idzie w nieznane.Przeważnie pełen optymizmu.A co gdy życie od początku rzuca kłody pod nogi.Kiedy nasze wybory nie podobają się ogólowi bliskich nam osób.Co lepiej wybrać całkowicie przekreślić przeszłość.Ja np.nie chciała bym rezygnować ze wszystkiego,i jak to małe dziecko ciągle szukam aprobaty tych którzy no powiedzmy sobie szczerze ,że gdyby nie podobieńswto fizyczne ,raczej zaczeła bym się zastanawiać nad przypadkowym pokrewieństwem.Jeżeli chodzi o pewne sfery życiowe to rzeczywiście zmiany jakoś mnie przerażaja.Nie lubie mówić o tym co się dzieje w mojej jakże pokręconej głowie.Jak bardzo własna rodzina potrafi uzależnić nas od siebie.Czy miłością jest krytykowanie na każdym kroku,i doprowadzenie do takiego stanu rzeczy że nie wie się jaką decyzje podjąć.Bo co by nie było kto powiedział ,że w życiu miłość z bajki to spotkanie przystojnego bogatego księcia .Chyba księciula...Bo chyba tylko w shreku możemy zobaczyć prawdziwy obraz tego czcigodnego gościa,który co jak by nie było do odmóżdżony przystojniak ,zakochany tak naprawde sam w sobie ,nie wspomne o o chorej mamusi,pewnie wycierającej mu buzie po posiłku.Rządnej władzy harpii .Rodzice księżniczki woleli taki pożal się Boże ''ideał'' dla córki,niż no może urodą nie grzeszącego shreka.Bo np.dla mnie ideał to nie ten co jest piękny,bogaty....laluś,tylko mężczyzna który w swoich nie doskonałościach ma to coś wyjątkowego.No ale wracając co do wyborów,czy do końca zawsze można być pewnym że się dobrze robi.Kiedy postanawia się stworzyć nowe życie z osobą kochaną,to wsparcie bliskich jest potrzebne.Jestem na totalnym rozłamie ...bo nie wiem jaką decyzje mam podjąć.A jak to ja przez te lata no nabałaganiłam w swoim życiu.I nie wiem teraz jak postąpić ...jestem jak ta Fiona ,która też bądź co bądź szukała aprobaty ,z tym że u niej skończyło się to bardziej optymistycznie...u mnie...czuje że może być na odwrót...A od myślenia mój mózg dosłownie zaczyna parować...
ps.co z tego i tak nie umiem pisać

sobota, 23 kwietnia 2011

święta....święta....czyli paranoja na całego...

Święta ,gdy jest jeszcze daleko do nich każdy je wyczekuje.Bo to przecież taki cudowny okres,który spędza się w gronie najbliższych.Dodatkowo kilka dni odpoczynku.Tylko czekać aż nadejdą jak najszybciej.Aby napewno.Człowiek jako istota bardzo skomplikowana w swej obsłudze,ma niesamowitą zdolność do koloryzowania pewnych faktów,i wypierania ze swej świadomości nie zbyt miłych przeżyć (swoista tarcza żeby nie popaść w całkowity obłęd).No więc co z tymi świętami.Owszem można je lubić,no ale powiedzmy sobie szczerze że nie czekamy na nie ze względów religijnych,przynajmniej tak jest od początku lat 90-tych,kiedy to towary stały się ogólno-łatwo dostępne.Więc nadchodzą święta,i co dalej...Ludzi opanowuje czysty szał,czysta histeria,obłęd w oczach widać z daleka.O spokojnych zakupach w supermarkecie można pomarzyć.Już na miesiąc wcześniej ....można zauważyć SZŚ-syndrom zbliżających się świąt.I zamiast błogiego spokoju,odczuwamy nieustanny lęk czy wszystko kupione,co trzeba zrobić.Poziom stresu wzrasta wraz ze zbliżającymi się świętami.Podejrzewam ,że i zakup farb na pokrycie siwych włosów ,też się większa.Dziwny to okres.Rozumiem robienie wiosennych porządków,i ogólne sprzątanie.Normalne bez nerwów,ale w tym okresie ..no cóż...to sprzątanie robi się tak jak by sam Jezus miał nam dom z inwigilować ,robiąc test białej rękawiczki niczym Anthea Turner (nie liczyła bym tutaj na dostanie certyfikatu Perfekcyjnej Pani Domu,nie mówiąc już o koronie,i prezencikach)W zależności od tego,które święta to będą ...bo mycie okien przed Bożym Narodzeniem możemy jeszcze zapaleniem płuc przypłacić.Kiedy już ogarniemy swoje legowisko ,czas na wielkie gotowanie....smażenie,pieczenie,klejenie,....etc.No trzeba też jakieś menu przygotować,bo nie każdy trzyma się określonych schematów,i często wychodzi po za te 12 -przysłowiowych potraw,a w wielkanoc to już wogóle ma pełen freestyle kuchenny.I tak potrawy robione niczym arcydzieła,w ilościach hurtowych ,albo jak byśmy mieli dokarmiać armie(Mało kto myśli o pojemności
swojej lodówki i zamrażarki ,a nie mówie już o wytrzymałości na ciężar własnego stołu,o żołądkach nie wspomne),,pojawiają się w mgnieniu oka.Pojawia się jeszcze jedna natarczywa myśl,i słowa pojawiające się głowie .......kiedy jesteśmy już tak wykończeni tymi wszystkimi rzeczami z nimi związanymi....''k........a''(przepraszam za kolokwializm)jak ja nie nawidze świąt!!!!No ale w końcu nadchodzą
.Zbieramy się przy jednym,lub jeżeli mamy święta objazdowe to przy wielu stołach ...i zaczyna się wielka wyżerka....zadziwiające jest,że nie wygląda to jak normalna konsumpcja,ale jak by stado wygłodniałych wilków dopadło kawałek mięska.Zazwyczaj osoby ,które gotowały,mają już takie obrzydzenie patrząc na swoje kulinarne dzieła ,że jedzą najmniej.Kiedy po kilku dniach testowania umiejętności swojego układu pokarmowego,stosach zjedzonych tabletek na trawienie...uporządkowaniu bałaganu po świątecznego,większość osób wraca do pracy ,i ''normalnego życia'',ani nie wypoczęta,wręcz przeciwnie jeszcze bardziej zmęczona,z dodatkowymi kilogramami,myśląc na szczęście już po świętach:)..Psychoterapeuci zarabiają więcej ,bo trzeba sobie jakoś poradzić ze stresem z jakim przyszło nam
się zmierzyć (a wizyty rodzinne ,nie zawsze są takie super)...I takim to sposobem ,2 dni jest w stanie rostroić nas całkowicie emocjonalnie.,fizycznie,no i nieźle uszczuplić nie jeden portfel.Przez krótką chwile,sama myśl o świętach powoduje,że człowieka oblewa zimny pot.No ale jak to powiedziałam na początku,człowiek to skomplikowana istota w swej konstrukcji,wypiera ze świadomości z czym się wiążą święta..jak małe dziecko które ma dostać zabawkę wyczekuje tego tego czasu terroru,tylko psychiatrzy zacierają z zadowolenia ręce,na myśl o większym zarobku.A wystarczyło by wrzucić na luz,i pomyśleć że towaru na półkach sklepowych nie zabraknie,nikt nie będzie sprawdzał czy mamy nadmiar kurzu  pod pralką w garażu,a i odrobina mniej jedzenia nie doprowadziła by do smierci a wręcz co po niektórych mogła by i na zdrowie wyjść.Tak więc w tym świątecznym czasie życze wesoły świąt ...na luzie bez obłędu:)))
Ps.ciągle nie umiem pisać....hmm,.....szkoda :)

piątek, 15 kwietnia 2011

sąsiedzi jako odrębna jednostka społeczna..

Sąsiedzi,kto ich nie ma.Niesamowitym jest jak dziwne to jednostki.Obecnie można podzielić sąsiadów na
1.stare pryki ,oglądające za dużo telenowel
2.młode (mogą być też strasze )mamuśki siedzące i zabawiające dzieci w domu.
Nie wiem które z tych dwóch typów jest gorszy.Ze starszych ,można się pośmiać,no bo co im w życiu pozostało ...Ale zjawisko młodych zdesperowanych,jest raczej tragiczne.Czasami wydaje sie że wiedzą o nas więcej niż my sami.Aż przechodzi przez myśl ,że w domu mamy po zakładane podsłuchy,lub kamerki.No ale lepiej w paranoje nie popadać.Jednak jest to frustrujące,gdy młode osoby zamiast żyć własnym życiem,zajmują się cudzym.Jedno jest śmieszne ,że żyją wg.schematu co do pór roku.W tym przypadku nieby zima jest najlepsza,bo mało na dwór wychodzą,ale trzeba być czujnym bo oko ''wilekiego sąsiada''zawsze czuwa.Co do zimy ,może Panie sąsiadki rzadziej są widywane,ale panowie wypełzają ze swych nor częściej(bo ktoś musi sanki pchać z dziećmi -teoria-nie praktyka) by móc spożywać chłodzone w śniegu piwo,debatując o nie wiadomo czym(obstawiam próbe wymienienia informacji z frontu sąsiedzkiego,by móc przekazać żonkom)...No ale po zimie przychodzi wiosna ,więc trzeba obgadać zebrane materiały dowodowe,oparte na długotrwałej obserwacji wybranego celu.Kiedy można się domyslić że ktoś gada o tobie,bo gdy nagle wychodzisz a obiekty obserwujące milkną.:))Wychodze z założenia,że wszystkiemu winna jest zwykła zazdrość,brak porządnego sexu w małżeństwie,wyjątkowe kompleksy.Brak zainteresowania ze strony jednego z małżonków.Faktem jest że sąsiedzi przydają się tylko wtedy gdy się wyjeżdża..tak na wszelki wypadek by lukneli na dom,wrazie czego..by ktoś się  skusił i chciał zrobić nalot ,w celu zdobycia ciekawych preciozów :)Ale na tym rola sąsiadów powinna się kończyć.Gdy byłam nastolatką,miałam bardzo ciekawą sąsiadke Zawsze wszystko i o wszystkich wiedziała.W oknie jej kuchni stała dość spora paprotka,i zawsze gdy tylko ktoś wchodził do klatki,lub dobiegał dźwięk otwieranej furtki ,można było dostrzec jej rude kudły wystające z nad kwiatka (mogła wymyślić lepszy kamuflaż).Było to raczej zabawne.Obecnie,uważam że powinno się przeprowadzić jakieś badania ,nad syndromem sąsiada-sąsiadki....Jakie to procesy chorobowe zachodzą w ich umysłach ,że  w którymś momencie szpiegowanie innych staje się celem ich życia....Więc do wszystkich wścibskich sąsiadów...pilnujcie własnego życia,bo zbyt duża koncentracja na innych,może doprowadzić do tego ,że przeoczycie burdel we własnym ''domu''....
ps.wyskrobałam jak umiałam,zdolnosci pisarskich jednak chyba nie będe miała...cdn.

środa, 13 kwietnia 2011

Iskry miłości..czyli wieczoru ciąg dalszy:)))..VOL.2

Powaga ,zbyt dużo jej zdrowiu nie służy,a tym bardziej w miłości.Wracając ,do mego wybranka:))Patrząc na niego zawsze przychodzi mi do głowy jedna piosenka ''hallo,to ja pędze do ciebie światłowodem''no teraz to niemal dosłownie,gdyż z przyczyn losowych narazie jesteśmy,w innych miastach.Hmm..przyczyny,czytaj przez moją głupote,ale spokojnie lecze się lekarze mówią że jest nadzieja że z tego wyjde..:PP.....i co tu więcej napisać...patrze na moje słonko,i aż mi się buzia cieszy....chociaż powoli zaczynam się robić śpiąca.Ehhh..a jutro ,przed świąteczne porządki czyli mycie okien (licze że bez kolizji się obejdzie,bo to jednak będzie i drabina potrzebna)no cóż..grawitacja jest silniejsza.Więc kończe na dzis moje wywody ''literackie'':)..gdyż zachodzi u mnie już chyba reakcja  przegrzania twardego dysku (szarych komórek),funkcje myślowe ulegają wylogowaniu...:))))..
ps.żałuje że nie mam talenu ,do pisania :P

Iskry miłości..czyli wieczoru ciąg dalszy:)))

Miłość ,jakie to zadziwiające zjawisko zaistniałe w przyrodzie.Spada jak grom z jasnego nieba.Właśnie grom ,za gromem ,póki smierć nas nie rozłączy,a na końcu z prochu powstałeś i w proch się obrucisz (czyli grom dosłownie).Mój narzeczony,jaka to skomplikowana czasem dla mnie osoba:))).Mój kubuś fatalista ,żył sobie w miare spokojnie ,pewnie do momentu kiedy nie spotkał mnie.Tu trzeba przyznać,że zachodzi u niego tendencja do takiego samego przyciągania pecha co u mnie:PP.Bo bycie ze mną to jak rollercoster.Świętego pewnie też bym z równowagi wyprowadziła.Moje kochanie,wogóle jakoś nie ma szczęścia do kobiet .Narzeczona pokręcona na maxa,piesek nasz (suczka)nie lepsza od pani...Czasami patrzy na mnie jak bym spadła z kosmosu.Na samym początku myslał że z ''nieba'' spadłam,teraz to już raczej z innej planety (z niebem nic wspólnego).Jego aniołkowi wyrosły różki i ogonek,a w szafie to pewnie widełki trzymam :).Ale tak jest kiedy ludzie są ze sobą dłużej i się poznają.:)))Aureolka gdzieś znika.Moje kochanie  ,przez los nie pieszczone,pomykające bolidem gtm (inaczej sprzęcior do poruszania się po urazie kręgosłupa).Teraz podejrzewam że wtedy myślał że już gorzej byc nie może(i tu po raz kolejny zaznaczam myślenie tak,zawsze kończy się tym że może ),spotkał mnie.Bo już dawno powinnam mieć wytatuowane ''spotykanie ze mną grozi śmiercią ,bądź kalectwem''..hmmm....jedno zaliczone więc tu sie może czuć bezpiecznie :P...Zadziwiające jest,jaką ma wytrzymałość do mnie,ja na jego miejscu to pewnie dubeltówke już bym zakupiła:))))ale jak to w miłości bywa ,totalnie oślepia.Ale żebym nie było,charakterek też ma...oj ma:)))))....uparty,nie słucha jak coś sie mówi (no ja też tak mam,ale jestem młodsza,:P))))...Średnia zerwań -kilka razy w tygodniu,żeby nie było nam za dobrze,a i dzień bez kłotni był by dniem straconym..:PP..Ostatnio troche posiwiał mimo młodego wieku,ba nawet stwierdził ,że i włosy mu zaczeły wypadać,co tylko potwierdza moją teorie ,że ma ze mna przechlapne....Ciekawa jestem ile razy musiał myśleć za jakie grzechy....:P.....Co powiedzieć o Panu M...:)Jest książkowym facetem prawdziwego faceta,gadżeciaż.Wpóścić go do sklepu z grami,konsolami,kompami ,komórkami....i męża nie ma.Trzeba wiedzieć co kto lubi ,kiedy chce się mieć chwile spokoju,wystarczy dać taką rzecz danej osobie.Babci puszczałam romantice,mamie jaka to melodia (dorzucić krzyżówke i 2 godziny spokoju),dzieciom bajki i chipsy,siostrze wystarczy komp i programy z jej udziałem...a mojemu słonku oglądanie gadżetów,a daj mu nowy..uuuu,i chłopa nie ma:))...wiem wiem...nie fajne zagrania...no cóż ..czasem trzeba.:)))))....Freud umarł zadając pytanie ''czego pragną kobiety'',a ja czasem zastanawiam się co siedzi w głowce mojego miśka...:)))''moja narzeczona to kosmitka'':PPP.....cdn.

A co wieczorem ,kiedy pada deszcz..

No właśnie,co robić gdy pogoda nastraja co najwyżej do zaszycia się pod kołdrą,i nie wychodzenia z niej aż się poprawi (no chyba ,że pod tą kołdrą nie jesteśmy sami,wtedy pogoda nie ma znaczenia).Można sięgnąć po książke,ale zazwyczaj znużenie bierze góre.Kiedyś lubiłam wychodzić kiedy padało,ale chyba z wiekiem pewne rzeczy się zmieniają.Brzmi to tak jak bym była stara,chociaż nie jestem,ba przez większość raczej uważana wciąż za dziecko-pewnie przez usposobienie,a i wyglądem raczej też dorosłej nie przypominam (wersja mini ,limitowana,gdyby nie to że nie mam owłosionych palców ,można by pomylić mnie z hobbitem).Wygląd wyglądem ,ale jednak z wiekiem jakoś ulubione zajęcie wieczorem to nic nie robienie.Czasem jednak wypadało by porobić coś kreatywnego,żeby nie zapuścić korzeni,i nie obrosnąć w pajęczyne.Więc co robić....?!!Można po kontemplować?ale o czym o długu publicznym,polityce,problemach egzystencjalnych??Odpada...filozofie zostawiamy za drzwiami.Buszowanie w necie,jak to mówią ''nie ma większej radochy dla głupiego ,niż znalezienie głupszego od siebie'' ,a bądź co bądź każdy ma chociaż mały pierwiastek głupoty,ze szczyptą egoizmu.Bo poczytanie o głupszych jakoś w środku poprawia nastrój ,że może nie jesteśmy tacy do dupy .:)))Ale ciągle jest wieczór...czas wlecze się jak żółw...i zero pomysłów.Żałuje że nie umiem robić na drutach.Dla  
mojego umysłu jest to zbyt skomplikowane.Po 3 próbach zakończonych niepowodzniem ,stwierdziłam że jest to dla mnie jak fizyka kwantowa ,tj nie do ogarnięcia absolutnie.,tak więc zaniechałam prób machania drutami .Przy moim pechu ,to pewnie jeszcze wsadziła bym sobie jeden z nich w oko,lub coś w tym stylu.Więc trzeba poszukiwać ,dalej zajęcia które nie zakończyło by się na ostrym dyżurze..(chociaż jak już wcześniej pisałam,nawet zeskakiwanie z łóżka u mnie ,taką wizytą może się zakończyć)...Najmilszą opcją jest spędzenie ,takiego wieczoru z ukochanym..hmm..ale co kiedy mój jest w innym miescie...Widze go na skype...ale to jak głodnemu pokazać jedzenie....a jak zaczne obcałowywać kompa,to naprawde już będe się o siebie martwić.Ale dobry i skype..:)))bez niego to by była masakra.Może tak poćwiczyć,dla poprawienia kondycji,?!!!Dobra opcja...brak motywacji...bez motywacji...brak ćwiczeń..Brak wenny twórczej,bo do artystów też nie należe.Jestem z tej grupy ludzi którzy ,raczej nie posiadają jakiś specialnych talentów.No może mam dwa ,i żaden z nich raczej nie przynosi nic dobrego.Wypadki (dwie lewe nogi),i wnerwianie innych
-a w tym jestem mistrzem.Ale brak potencjalnego ,celu ataku,albowiem jeden wyjechał w delegacje.Zostaje jeszcze stworzenie poniekąd humanoidlane (z podkreśleniem poniekąd,gdyż nie został jeszcze przebadany przez ekspertów,do jakiej grupy stworzeń go zaliczyć,ja obstawiam niżej niż bezkręgowce),zamieszkałe u nas,ale na to jakoś szkoda energii,.Czyli co pozostaje.....hmmm....i tu pustka w miejscu w którym powinnien znajdować się mózg....Cdn...
ps.jednak szkoda że nie umiem pisać :PP

Złośliwość wrzechświata....bywa męcząca...

Życie ,bywa skomplikowane.Niby sami jesteśmy Panami własnego losu.No właśnie ...chyba tylko na papierze.Można nazwać to zwykłym pechem,albo ciągiem nie forutnnych zdarzeń...Albo jak w filmie ''efekt motyla'' (osobiście nie uważam żeby trzepot skrzydeł jakiegoś owada powodował trzesienie ziemi na 2 końcu świata).Chociaż kto wie.Obecnie jestem na etapie twierdzenia ,że to złośliwość wrzechświata.Moje życie to jeden wielki chaos,czasem przeszkadza,ale można się przyzwyczaić.Całą swoją dotychczasową egzystencją nie nawidziłam ,jak ktoś mną rządził,próbował układać moje nie poukładane życie.Przestawiać,poprawiać...robić po swojemu bez mojej wiedzy.Z czasem kiedy nadmierny niełąd zaczynał mi doskliwierać,sama przestawiałam to i owo ,by uzyskać swoistą harmonie z samą sobą.Ale ostatnio jakoś nie jest mi to dane.Fakt zaniedbywałam wiele spraw,więc listownie poinformowana zostałam o rozwiązaniu(jakże nie kożystnym dla mnie),Wtedy pojawia się złość...ale jak było źle ,to myślisz sobie dobra gorzej być nie może.Właśnie lepiej wogóle tak nie myśleć,bo z zasady zawsze jest gorzej.Wracając do tematu .Szukając pocieszenia zazwyczaj potrafie uprzykszyć życie..mój kochany narzeczony ma ze mną naprawde ciężko.Bo z reguły coś musi być że jak cierpie to i cały świat musi cierpieć ze mną.No właśnie ,ale przy  takiej serii zdarzeń,tydzień w psychiatryku może nie być niczym dziwnym (zakładam).
Więc po nie fortunnym rozwiązaniu pewnej bardzo ważnej sprawy dla mnie,zaczeło się sypać.W związku ,no nie powiem było elektrycznie.Pojawiły się wątpliwości,poczucie winy,złość ,tęsknota nie dozniesienia.Jak by sie było dr.jekyllem,...Potem własna głupota,dała znać,uwieńczona nie fatalnym skokiem z łóżka zakończonym szwami ,dosłownie pech uwieńczony utratą 2 litrów krwi,bólem głowy ,i sumienia.Pobyt w szpitalu potrafii jednak otrzeźwić na całego.Zaczynasz sie wtedy zastanawiać ,ok teraz to już wystarczający powód żeby zmienić swoje życie,bo następnym razem może być gorzej niż 2 litry krwi..Wracasz umęczony do domu ,by przekonać się ,że stwierdzenie ''z rodziną to tylko na zdjęciu''..jest absolutnie trafne.Rzeczy lądują na śmietniku,bo mamusia miała kaprys ,i w okresie po menopauzowym bynajmniej można podejżewać,bardzo poważne zaburzenia obsesyjno-kompulsywne.Mimo że stres jest nie wskazany,łagodzenie go alkoholem absolutnie zakazane (kolega johny potrafi popsuć życie)...Mimo to skala maskymalnego w.........a jest tak wysoka ,że jedyne marzenie to wyjsc siebie.Ok ,po rzeczach człowiek dochodzi do siebie,ale przypomina sobie o tym kiedy tylko widzi sprawce wydarzenia,...(i tu pragneła bym podziękować całej farmacji,za wymyślenie jakże cudownych leków na uspokojenie,:))...Pomine fakt ,medyczny .Gdyż ostatnio polskie lecznictwo ,powoduje u mnie tylko pogłębienie stanów lękowych i depresyjnych...Więc człowiek czeka na noc,by pójść spać,zapomnieć na chwile o problemach.Ranek jest przyjemny tylko wtedy kiedy słysze głos mojego ukochanego.I tak wstaje rano,a tu mój komputer nie działa.Chwila spokoju ,zaraz będzie ok.Po godzinie oblana potem,dostaje delirium.Zrezygnowana myśle ,no tak pech.,przetrwam kilka dni bez kompa.Ale los pokazał jakiego ma zeza.Komp sam się wyczyścił..(nie wiem ,jak to możliwe).Bolesność utraty wszystkich plików ,i zdjęć nie opisana.Już wolałam go zepsutego .I tu człowiek się zastanawia ,nad złośliwością wrzechswiata.Nie chciałaś zrobić ''wiosennych''porządków zrobie to za ciebie?!!.Niby takie myślenie może narzucać myśl ,że czas na porządną psychoterapie,ale coś musi w tym byc.I nauczka jak to powiedział mój kochany zawsze zapisywać zapasową kopie.Ale ja zawsze myśle że zdąże...Jak widać  przeliczyłam się...A wrzechświat no cóż....strach się bać...???:))).Chaos w głowie w życiu,w głowie,i na ''papierze''.....No cóż nigdy nie byłam dobra w pisaniu.
Do M.:)