środa, 19 lipca 2017

W małżeńskiej (nie ) sielance...Paradoks związku ,nad katastrofy po ślubne

      Mogło by się rzec ,iż nie ma wspanialszej chwili nad przypieczętowanie związku ,sakramentalnym 'TAK''...Przecież ,ta chwila tyle wyczekiwana powinna nieść radość ku dobremu.45 min ceremonii ,i stajesz się małżonkiem .Nabywasz prawa ,obowiązki ,których masz dotrzymać do grobowej deski.Jednak ,jak wiadomo życie to nie bajka ,a dużo czekolady tuczy.Tak życie definiuje ,że wraz z zawarciem związku małżeńskiego ,prędzej czy później wyjdzie wszystko o czym nawet przez długoletni związek  nie myśleliśmy ,lub ignorowaliśmy pewne fakty.Jak w związku partnerskim ,narzeczeńskim czy jaką kto woli nomenklaturę ,żyliśmy w błogim stanie pewnej furtki ,że jak nie wyjdzie to nie wyjdzie.Raczej oczywiście o tym nie myśląc .W chwili zawarcia związku ,mamy tą furtkę  zamkniętą,bo jednak wizja rozwodu jest już tą katastrofą ostateczną....
  Zaraz po ślubie ,do człowieka nie dociera do końca co właściwie się stało.Patrzy rano po ślubie w lustro ,i myśli jestem żoną /mężem...Czy to pasuję??I to dziwne uczucie towarzyszące temu ..Bliżej nie określone.W związkach bardziej udanych ,jest to w miarę radosne ,mieszane doznanie..Nowa droga życia .Coś jak moment przekroczenia 30 -ki lub 40 -ki przez kobietę.Szok .I tak każdego dnia człowiek wstaję jako ten małżonek ,próbując się dopasować do nowej jakże poważnej roli ..Wreszcie nie jest singlem ,rodzina się odczepi ,jeszcze tylko zmajstrować bobasa i po wszystkim.Będzie się pełno prawnym normalnym obywatelem.Wśród znajomych świeci się przykładem idealnego małżeństwa,a za zamkniętymi drzwiami wychodzi prawda..Ani nie staliśmy się mądrzejsi przez ślub, i za cholery lepiej nie pojmujemy drugiej połówki .Jednak obrączka narzuca nam bezwzględny szacunek ,tolerancje na wszystko.Prawdą jednak jest ,i czy chcemy się przyznać przed sobą czy nie ,ślub daję pewnego rodzaju rozpasanie ,i możliwość olewania tego o co kiedyś dbaliśmy.Jemy co chcemy ,bo jak pójdzie w boczki to mąż już jest ,po kiego się starać.Mąż też już za specjalnie nie adoruję.W imię czego??..Ma babę co to obiadek poda ,zakupy zrobi ,dom ogarnie ..Taka ,,mama'' tylko więcej przyjemności ..Nie przykładamy już uwagi ,na własne pragnienia bo wszystko ma być wspólne.Co do osób ,którym pojawia się potomstwo ,to nie mają czasu nawet o tym myśleć bo jest małe do ogarnięcia.
Jednak są chwilę ,gdy uderza człowiek fakt ,że coś na tym obrazie nie gra do końca .Próba połączenia ,dwóch odrębnych jednostek w jedną .Wspólne plany ,marzenia,tematy do rozmów.Ma być wymogiem koniecznym do spełnienia.Jednakże dla zdrowia ciała , ducha i przenajświętszej psychiki,odrębność jednostek powinna pozostać nie tknięta .Człowiek ,nie może łączyć jednej osobowości z drugą ,która jest inna.Tak pozostajemy sobą ,a nie w sprzeczności ze sobą .Małżeństwo ,nie może być powodem,dla którego zmieniamy się nie do poznania.Owszem dobrze jest znajdować kompromisy ,ale szala nigdy nie może przeważać na jedną stronę.Mężczyźni choć by nie wiem jak liberalni ,jednak poniekąd traktują swoje żony jako coś tak oczywistego ,że już bardziej się nie da.Nie oznacza to ,że skok w bok dla nich jest czymś dotkliwym.Nie mówię ,że każdy mężczyzna zdradza  ..ale na pewno większość choć raz o tym pomyślała..Wizja bycia wolnego ,nie stłamszonego gderaniem ,współmałżonki.Kobiety w tym temacie są delikatniejsze ,mniej skłonne do zdrad,jednak też przynajmniej raz w życiu o tym zamarzą ..Bo ile można udawać ,że jest się w podróży poślubnej ,a ten obok którego śpimy jest chodzącym ideałem .Nie jest ,i małżeństwo też przestaję być bajką po jakimś czasie.Zaczyna bardziej przypominać starcie na ringu.Osobowość męska kontra damska.
Pewnie ktoś kto by to czytał ,pomyślał by ,że baba pisze bzdury lub ma nie udane małżeństwo.To jednak w swej istocie nie jest takie łatwe do określenia .Po dłuższym czasie ,gdy problemy mnożą się ,i  mózg pracując na pełnych obrotach myśli jak wybrnąć z kolejnych kłód rzucanych pod nogi.Wszelkie kłopoty jakie pojawiają się w życiu ,wystawiają każdą relacje na próbę przetrwania.I nie zawsze jest tak,że obie strony wyjdą zwycięsko z niej.Czasem wychodzi ,że tylko jedna podołała albo żadna ...I wtedy pojawiają się schody.W myślach cofając się w czasie ,widzimy siebie ślubujących ,i zastanawiamy się co do diabła poszło nie tak.Czujemy zawód w stosunku do partnera,wszak opoką miał być.Brutalnie o małżeństwie ,to wieczna harówa nad zadowoleniem męża .Nie żeby żony były bez wad.Czasem jednak człowiek zastanawia się czy aby przypadkiem mówi w tym samym języku.
Istniej więc coś takiego jak ''pozorna racja''.Polega na tym ,że kobieta udaję głupią przed mężem gdy ten nie ma racji ,dając mu poczucie wyższości,poczucia że jest Panem domu ,i niech jego ego rośnie w siłę,czyli mówiąc niech myśli ,że ma racje ,ty masz święty spokój.W tym czasie rzeczy dzieją się po twojej myśli.Gorzej mają te bardziej pyskate i zaradne baby ,bo nie chcą być uległe ,potulne na dłuższą metę ,i nie pozwolą żadnemu facetowi się ustawiać.Mimo ,iż dla znajomych małżeństwo takich par też uchodzi za wzorowe,a w domu zakupiona została setna zastawa ,bo starej można by zrobić mozaikę łazienkową .
Cofając się jeszcze troszkę,do czasów z przed ślubu .Życie było jakoś lżejsze ,nie było mega spięcia ,a co dalej.Jak mnie drażnią wady owej przeciwnej strony,niby spory kłótnie były ,ale i godzenie było jakieś lepsze.Człowiek nie dział pod ''rygorem obowiązku'' lecz ze zwykłej miłości ,troski .Nie był tytułowany małżonkiem ,a jednak czuł się bardziej na swoim miejscu .Czuł bardziej związek ,przez rzucone przelotem słodkie  ''kocham Cię''.Nie było musisz to zrobić,raczej wszystko wychodziło samo z siebie.Po prostu nad zwyczajniej .Nie było prawa nad dwojgiem ,Boskiego oka ,Allaha ,Jahwe ,Buddy ,krzaka  z potworem pastramii ,czy kto komu ślubował.Były dwie osoby ,najzwyczajniej w świecie ,cieszące się  z bycia razem.
Zachodzi więc podejrzenie ,że może zawieranie małżeństw, narzucając relacji prawa i obowiązki ,częściowo wrzuca je w kierat ''zniewolenia'', przyczynia się do rozpadu tych związków.
Ogromna ilość rozwodów ,jest wśród par ,które bardzo długo były ze sobą przed ślubem ,a zmiana stanu cywilnego była już tylko formalnością.Małżeństwa te rozpadają się średnio w dwa lata po ślubie .
Oczywiście ,żeby nie demonizować już tak całkowicie ,posiadanie małżonka ma swoje zalety .Jest ktoś kto ma obowiązek wywalić śmieci .I nie czujemy się głupio wśród innych par zaobrączkowanych .Babcia nie wznosi modłów błagalnych ,i nie płaci za msze w kościele w intencji rychłego ślubu.
Jednak po ślubie pęka już całkowicie woal tajemnic.Wychodzi naga prawda .Dosłownie i w przenośni .Gdy przy stole dawny gentelmen zmienia się ,w łysiejącego troglodytę ,bekającego jak gnojek z podstawówki .Kiedy z każdym dniem ,nie mamy już co odkrywać w partnerze ,wkracza zabójcza rutyna.Jak rutyna jest dla niemowlaków zbawienna ,tak dla dorosłych bywa katem związku.Gdy człowiek ,już nie ma co zagłębiać,zaczyna tracić zainteresowanie.Człowiek jest zwierzęciem stadnym ,i raczej nie jest mu całkiem dobrze w samotności.Każdy potrzebuję bliskości ,troski i czułości.
Uczucia mają to do siebie ,że nie szukają potwierdzenia w ślubie.Ślub ma być gwarancją ,że nie pozostaniemy sami na tym padole łez.I w ciężkich chwilach móc wysmarkać się w czyjś rękaw.Przy okazji wiedząc ,że ta osoba nie zmyję się wraz ze wschodem słońca.
Ślub jest dla tej części psychiki ,która uwielbia poczucie stabilnego gruntu.Małżonek takim gruntem poniekąd jest.Przed ślubem w młodym wieku ,ogólnie nikt o tym nie myśli ,do czasu gdy masy znajomych przypieczętowują swe związki.To uświadamia ,że może czas to zrobić.Miłość będzie trwać wiecznie.Małżeństwo to początek nowego stabilnego życia ,z jedną osobą.
No jednak ilość rozwodów zaczyna temu przeczyć .
Jak 20 lat temu ,gdy mówiłam ,że moi rodzice są po rozwodzie ,słyszałam-Ojej przykro mi!!
Dziwiło mnie to niesamowicie ,bo oboje moi rodzice żyli.Jednak byłam w mniejszości dzieci ,z tak zwanych ''rozbitych domów''.
W dzisiejszych czasach jest inaczej ,mniejszością są dzieci z obojgiem rodziców nie rozwiedzionych.
Ślub nie daję bowiem ,żadnej gwarancji ,że ktoś nie odejdzie.Więcej natomiast wskazuję ,że lepiej się mają związki przed stanięciem przy ołtarzu .
Więc jak to jest ,że stabilny mocny związek ,z wieloletnim stażem sypie się zaraz po ślubie??
Wynikać to może z tego ,że żadna relacja nie może spoczywać na laurach .Jeżeli robiliśmy coś przed a przestaliśmy robić po włożeniu obrączki ,może warto by do tych czynności wrócić.Małżeństwo ,nie jest zabawą ,jednak nie powinno też wiać grozą .Dobrze ,jest stworzyć we własnym gniazdku coś ,z czego na stare lata będziemy dumni ,a raczej wnukom  nie powiemy.Paradoksalnie wraz z zaręczynami jesteśmy bardziej w małżeństwie ,niż po .Tylko ,że w przypadku pierwszego pielęgnujemy związek.Każda relacja oparta na miłości ,nie musi zakończyć się katastrofą po ślubną ,w sądzie .